
Zaprojektował sztandar Polskich Sił Powietrznych. Chciał, żeby powrócił do kraju. Nie doczekał. Płk Jan Hryniewicz zmarł w 1989 roku, trzy lata przed tym wydarzeniem
W 120. rocznicę urodzin płk. pil. obs. Jana Hryniewicza ps. "Katoczka", Dębliński Oddział Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa Wojskowego RP upamiętnił wybitnego pilota. Przy jego grobie stanęli członkowie Stowarzyszenia, przedstawiciele Urzędu Miasta, Lotniczej Akademii Wojskowej, Towarzystwa Przyjaciół Dęblina oraz mieszkańcy Dęblina. Wartę wystawiła Kompania Reprezentacyjna Sił Powietrznych. Zgromadzonych powitał prezes Dęblińskiego Oddziału Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa Wojskowego RP mjr rez. Mirosław Michaluk.
Postać wybitnego pilota przybliżył zebranym wiceprezes stowarzyszenia płk dypl. pil. Zdzisław Mularski. Delegacje złożyły kwiaty i zapaliły znicze na grobie pułkownika. Uroczystość zakończył sygnał wojskowy "Śpij kolego", odegrany przez trębacza z Orkiestry Wojskowej z Dęblina.
"Katoczek" po rosyjsku "kotek"
Jan Hryniewicz urodził się 22 stycznia 1902 r. w małej wiosce koło Wilna. - Zgodnie z tradycją rodzinną miał przejąć gospodarstwo po ojcu. W wieku 7 lat rozpoczął naukę w szkole podstawowej. I wojna światowa zastała go w rodzinnej wiosce. Już wtedy postanowił, że zostanie pilotem - mówi płk Zdzisław Mularski. Przydomek "Katoczek" po rosyjsku "kotek" nadała mu babcia.
W 1923 r. został przyjęty do Oficerskiej Szkoły Piechoty w Warszawie im. Piotra Wysockiego. Po pierwszym roku dostał się do Szkoły Lotniczej w Grudziądzu (w 1927 roku została przeniesiona do Dęblina). - Ukończył ją, ale za tzw. "bunt" nie został promowany. W stopniu sierżanta podchorążego został wysłany do 2. Pułku w Krakowie. Po roku otrzymał pierwszy stopień oficerski - mówi płk Mularski. Wrócił do Dęblina. W 1934 roku stał się posiadaczem odznaki pilota I klasy. Początkowo latał w eskadrze koło Wilna. W 1937 roku nowy komendant szkoły w Dęblinie zaproponował przyjście tu Hryniewiczowi. - Zgodził się, zabierając na pokład samolotu swoją mamę, którą nazywał "mateńką". 1 września 1939 roku widział się z nią po raz ostatni. Zawiesiła mu na szyi wizerunek Matki Boskiej Ostrobramskiej z napisem "miłość żąda ofiary". Dodała "wiem synku, że idziecie na wojnę. O mnie się nie martw". To były ostatnie słowa, jakie od niej usłyszał - opowiada wiceprezes stowarzyszenia.
Przez Rumunię i Francję do Anglii
Zgodnie z rozkazem wraz z wybuchem wojny przebazował się do Rumunii, a następnie do Francji. Tam pojawiły się myśli o sztandarze Polskich Sił Powietrznych. - Miał jego wizję, ale brakowało mu zdolności artystycznych. Wykonanie jego projektu powierzył podchorążym - mówi płk Mularski. Po kapitulacji Francji Hryniewicz znalazł schronienie w Wielkiej Brytanii. Przy pomocy tajnej poczty polowej rysunki sztandaru dotarły na pokładzie samolotu do Sztokholmu a następnie odpowiednio ukryte do Wilna. Adresatem przesyłki była dr Zofia Wasilewska - Świdowa. To ona została organizatorem komitetu wykonania sztandaru w okupowanej Polsce. Nici i materiał do jego wykonania sprowadzono ze stolicy III Rzeszy. Haftowały go zakonnice. Latem 1940 r. miało poświęcenie sztandaru w sanktuarium Matki Boskiej Ostrobramskiej. W bagażu polskiego oficera wywiadu rezydującego w Konsulacie Japonii dotarł do Londynu. Przekazanie sztandaru lotnikom odbyło się na lotnisku Swinderby.
W tym czasie Jan Hryniewicz pełnił służbę wojskową w 309 Dywizjonie Myśliwsko - Rozpoznawczym Ziemi Czerwińskiej i 304 Dywizjonie Bombowym Ziemi Śląskiej im. Księcia Józefa Poniatowskiego w Wielkiej Brytanii.
Osiadł na stałe w Dęblinie
W 1959 roku wrócił do Polski. Osiadł w Środzie Śląskiej. Później przeprowadził się do Dęblina. W 1979 r. decyzją komendanta gen. Kowalskiego został dożywotnio wcielony w stan osobowy WOSL. Otrzymał mieszkanie i opiekę. - Choć był coraz słabszy, nie unikał spotkań z lotniczą młodzieżą. Nie tracił energii, sił i wiary, że sztandar Polskich Sił Powietrznych wróci do Polski - opowiada płk Mularski. Nie dożył tego dnia. Zmarł 26 lipca 1989 r. w Dęblinie w wieku 87 lat. Sztandar wrócił do Polski w 1992 roku.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie