Reklama

Dęblin - "W Lokomotywowni pracowało 247 maszynistów"

Portal tuDeblin.pl
08/12/2019 22:18

Emerytowani pracownicy dęblińskiej "Lokomotowni" spotykają się co roku z okazji Dnia Kolejarza. - Jesteśmy w stałym kontakcie i wciąż się lubimy. Szkoda tylko, że jest nas coraz mniej - mówi były naczelnik Marian Pielak

Maszyniści, kolejarze, dyspozytorzy, pracownicy biur i ich zwierzchnicy w kawiarni "Ewex" rozmawiali o wspólnie spędzonych latach.

Cud Papieża

Spotkanie było okazją do wspomnień. Albin Surmacz przepracował na kolei 38 lat. - Czuwałem nad bezpieczeństwem prowadzenia pociągów. Sprawdzałem stan maszyn i bywałem na miejscu wypadków - opowiada. Pan Albin mówi, że kilka zdarzeń utkwiło mu w pamięci. Wspomina, że w 1979 roku do Polski przyjechał po raz pierwszy nasz papież. - W tamtym czasie doszło do wypadku w Gołębiu, gdzie zderzyły się dwa pociągi: towarowy i pasażerski. Do dziś przed oczami mam obraz zniszczeń i strat. W wagonach przewożone były skóry z Argentyny. Leżały porozrzucane dookoła, a pociągi były "skasowane" - wyjaśnia.  - Na szczęście jechało mało osób, bo większość oglądała transmisję z pielgrzymki papieża. To cud, że nikt nie zginął. Myślę, że stał się dzięki obecności Jana Pawła II, który modlił się za rodaków - dodaje. Surmacz mówi, że w jeden z pociągów prowadził jego bliski kolega. - W ostatniej chwili zdążył uciec do tylnej kabiny - wspomina pan Albin. - Pamiętam, że na miejscu pracowaliśmy przez 12 godzin - dodaje.

Zima stulecia

Innym razem do wypadku doszło pod Częstochową. - Jeden z pociągów zjechał na niewłaściwy tor i zderzył się z innym. Zginęło 25 osób. To smutna chwila i najtrudniejsza w tej pracy - mówi Surmacz.

Opowiada, że pociągami dawniej ludzie jeździli m.in. do pracy, czy na wakacje, a przedziały były przepełnione. Z darmowych przejazdów korzystali też pracownicy, a ich rodziny miały spore rabaty. - Byłem w Holandii, Niemczech i Włoszech na audiencji u papieża, a żona na Sycylii - wspomina.

Jak przyjazd się opóźniał pasażerowie się denerwowali, ale często nie było to zależne od maszynistów - tłumaczy. Pan Albin mówi, że takie sytuacje zdarzały się zimą '78/79. - Śnieg nie przestawał padać, a mróz nie ustępował. Tory były zaśnieżone i nieustannie pracowały tzw. spychy. Pociągi często się psuły- oznajmia. - Pamiętam, że nie miałem czym dojechać z Dęblina do Ryk. Pojechałem spychem z maszynistą z Zamościa, który przez cztery doby nie miał odpoczynku - dodaje. Pan Albin mówi, że mimo trudnych sytuacji lubił swoją pracę i zawsze mógł liczyć na dobrą współpracę z kolegami - Była między nami - wspomina. - Nieraz maszyniści dzwonili i pytali, co zrobić w przypadku awarii. Korzystając ze swojego doświadczenia podpowiadałem im. Potem osobiście dziękowali i to było miłe - kończy.

Dystrybutor "trup"

Swoją historią dzieli się też Sylwester Kopik, który pracował przez 40 lat. Ukończył najstarszą w Polsce szkołę techniczno - kolejową w Warszawie. W 1971 roku rozpoczął pracę. - Przez trzy lata byłem maszynistą, a następnie dyspozytorem i organizowałem pracę kolegów oraz dbałem o sprawny sprzęt - wyjaśnia. - Służba wypadała w Sylwestra. Dostawałem mnóstwo życzeń imieninowych, a czasem śpiewali "Sto lat". To było miłe i zapominałem, że jestem w pracy - dodaje. Kopik wspomina, że na torach zdarzały się różne sytuacje i czasem bywało niebezpiecznie. - Jechałem z pomocnikiem do Lublina. On był za sterami. Okazało się, że ktoś odpiął tzw. kran ciśnieniowy i tylko trzy wagony miały hamowanie - oznajmia. Mężczyźni jechali wtedy pociągiem towarowym z 42 wagonami. - Chcieliśmy zahamować przed semaforem, ale nie udało się. Dyżurna skierowała nas na inny tor. Mieliśmy śmierć przed oczami, bo szybko jechaliśmy między pociągami i zastanawialiśmy się, czy droga jest wolna, czy za chwilę rozbijemy się z impetem -  tłumaczy.

Niekiedy bywało też śmiesznie.  - Mieliśmy kierownika, który wszystko notował w osobistym zeszycie - mówi.  - Podczas dyżuru nocnego mój kolega zasnął, a przełożonemu nie udało się go obudzić. Ukradkiem zerknęliśmy w zeszyt, gdzie widniał napis: "dyspozytor trup" - śmieje się. 

Poświęcenie i służba

Mieczysław Gruza rozpoczął pracę w 1973 roku. Początkowo prowadził pociąg spalinowo - elektryczny, a później elektrowóz. Przyznaje, że praca wymagała wyrzeczeń i nie była łatwa. - To służba. Trzeba było jeździć w niedzielę i święta. Wielokrotnie bywałem daleko od rodziny - mówi. W tamtych czasach brakowało ludzi do pracy. - Limit do przepracowania to 170 godzin, ale zwykle robiliśmy 350. Nie narzekałem, bo lubiłem to - dodaje. Pan Mieczysław opowiada, że na szczęście nigdy na torach nie doszło do śmiertelnego wypadku. - Pewnego razu z krzaków wybiegł człowiek i ucięło mu nogi. Od razu zacisnąłem ucięte kończymy - tłumaczy. - Potem toczyło się dochodzenie. Okazało się, że to był zabójca konwojenta ze służby więziennej. Dowiedziałem się, że popełnił samobójstwo w szpitalu - dodaje.

Od 2002 roku pan Mieczysław uczył jazdy młodych maszynistów. W tym czasie w "Lokomotywowni" pracowało ich 247. - Miałem kilku wyjątkowych uczniów, którzy wyróżniali się wiedzą i umiejętnościami. Znali budowę maszyny, obsługę i umieli sterować. Przyjemnie się z nimi pracowało - wspomina. Tłumaczy, że jeśli ktoś chciał się douczyć mógł skorzystać z biblioteki zakładowej oraz pomocy naukowych.

"Baba" w trawie 

Aleksander Seredyn pracował w latach 1978 - 2015. - Z perspektywy czasu wiem, że nie zamieniłbym zawodu na inny. Już jako mały chłopiec mieszkałem blisko stacji i często chodziłem oglądać pociągi - mówi. Pan Aleksander dodaje, że większość członków  rodziny też była związana z koleją, m.in. dwóch stryjów Marian i Eugeniusz jeździli parowozami. - Właśnie te maszyny upodobałem najbardziej. To piękna "istota" z duszą. Do dziś oglądam historyczne filmy o kolei - dodaje. Seredyn mówi, że podczas jazdy najważniejszym zmysłem jest wzrok i trzeba mieć oczy "dookoła głowy". - Na trasie z Dęblina do Warszawy na stacji Pilawa zobaczyłem między torami człowieka i byłem pewny, że to mężczyzna. Zacząłem hamować, ale droga hamowania była zbyt długa -  dodaje. To była noc. - Pomocnik pobiegł zobaczyć co się stało i powiedział, że ten ktoś... uciekł - wspomina. - Poszliśmy tam razem. Znaleźliśmy tę osobę w trawie. Kolega złapał ją za bark i powiedział: "O kurde, to baba", a ja ze śmiechu aż usiadłem - oznajmia. - Nie była chyba zbyt trzeźwa, ale miała wiele szczęścia, bo leżała płasko na torach - dodaje.

Wprost na autobus

Krzysztof Lasek w zawodzie był przez 38 lat. Mówi, że za każdym razem przed wyjazdem prosił Boga o szczęśliwy powrót. Wspomina jeden z wyjazdów. - Na torach leżał człowiek i zacząłem hamować. Nie było szans, bo na liczniku miałem 60 km/h - opowiada. - Powiadomiłem służby o wypadku i wybiegłem na zewnątrz. Nagle usłyszałem głos, który krzyczał "Mamo, mamo". Okazało się, że to młody chłopak, który wyszedł spod maszyny. Byłem taki szczęśliwy, że żyje - dodaje. Lasek wtrąca, że największym zaskoczeniem było to, że chłopak wsiadł do karetki o własnych siłach.

Pewnego razu na przejazd wjechał autobus pełen dzieci. - Zacząłem trąbić, a kierowca nie reagował. Nie chciałem na to patrzeć i zasłoniłem oczy ręką - wspomina. - Kiedy je otworzyłem było po wszystkim. Autobus zobaczyłem w szybie, kilka centymetrów za pociągiem. To był cud - kwituje.

Pętla na szyi

Wiesław Chojnacki pracował przez 45 lat. W tym czasie wiele się wydarzyło. - Jadąc ze Skarżyska na niestrzeżony przejeździe wjechał polonez i obrócił się o 180 stopni, a butla gazowa wyleciała - wspomina. - Z samochodu wybiegło dwóch mężczyzn. Opowiadali, że w niedzielę kupuli auto, a we wtorek i go skasowali, ale wygrali życie - dodaje.

Innym razem pan Wiesław był na trasie z Chełma do Dęblina. - Niedaleko peronu zauważyłem pana, który naciągał pętle na szyję. Powiedziałem do siebie: "Nie tym razem kolego"  - mówi. - Mężczyzna położył się na torach i wyczekiwał na pociąg, a ja zahamowałem. Chyba znudziło mu się czekanie i uciekł. W pewnym sensie uratowałem mu życie - kończy.

Byli kolejarze z niecierpliwością czekają na kolejne spotkanie i okazję do wspomnień.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo TUdeblin.pl




Reklama
Wróć do