
- Uczy się donosicielstwa na własnych rodziców. Jak w komunizmie - mówi pani Aneta, której dziecko uczęszcza do ZSO. Dyrekcja nie komentuje sprawy
Uczniom Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Dęblinie w drugiej połowie września została rozdana do wypełnienia ankieta. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kilka kontrowersyjnych pytań. Mieli m.in. ocenić sytuację finansową rodziny. Jeśli byłaby ona zła, to należało wskazać powody np. alkoholizm, wielodzietność czy bezrobocie. Pytano również o to, czy dziecko otrzymywało pomoc z Ośrodka Pomocy Społecznej oraz czy jest notowane przez policję. Ankietę otrzymali uczniowie liceum ogólnokształcącego oraz część podstawówki.
To kolejne pytanie, które dyrekcja zadała młodzieży szkolnej. Poproszono także o podanie imienia i nazwiska kuratora. Kolejny punkt, to czy rodzice mają podobny nadzór. Dyrektor zapytała także o to, czy rodzice ankietowanego dziecka mają konflikt z prawem. Uczniowie mieli także opisać swój dom używając jednej z możliwości: "bezpieczna kryjówka", "ruchliwa ulica" lub "koszary wojskowe".
Uczniowie zostali poproszeni o pełne dane dotyczące sytuacji swoich rodzin, z podaniem imion i nazwisk rodziców lub opiekunów, ich wykształcenia czy wykonywanych zawodów. W przypadku niepełnych rodzin, dzieci miały wskazać powody np. śmierć rodzica, rozwód, separacja.
Kilka dni temu otrzymaliśmy list od jednego z rodziców ucznia ZSO. - Jestem zbulwersowana i nie zgadzam się z tym co robi dyrektor szkoły - pisze pani Aneta (imię zmienione na potrzeby artykułu). - Na spotkaniu z rodzicami nie informowała nas, że dzieci będą wypełniały taką ankietę - dodaje. Jak zaznacza, pytania w formularzu godzą w godność rodziny. - Dyrektor karze dzieciom odpowiadać na trudne dla dzieci intymne pytania i donosić na swoich rodziców. W tej szkole niszczy się rodzinę - tłumaczy kobieta. Pani Aneta pisze, że nie wiedziała o tym, że jej córka wypełniła formularz. Dowiedziała się od koleżanki, której syn przyniósł do domu ankietę, ponieważ nie wiedział, jak ją wypełnić. - To totalna inwigilacja. Po co dyrektor takie informacje? - pyta. - Może żeby zamykać nam usta i szantażować, gdy będziemy miały uwagi co do funkcjonowania szkoły? - kończy swój list.
Sytuację niejasno tłumaczy naczelnik wydziału oświaty w miejskim ratuszu. - Na tą chwilę nie mamy szczegółowych informacji dotyczących działań podjętych przez panią dyrektor - mówi Agnieszka Chlaściak-Pietruszewska. - Jesteśmy w kontakcie z dyrekcją, ale tam trwają pewne działania, które nie zostały zamknięte. Dlatego nie chciałabym się oficjalnie do tego odnosić - dodaje. Na pytanie, o jakie działania chodzi, nie uzyskaliśmy wyjaśnienia. - Nie jestem upoważniona, aby rozmawiać na ten temat. Proszę rozmawiać z panią burmistrz - ucina krótko.
Komentarza nie uzyskaliśmy od Beaty Siedleckiej, która protegowała Joannę Pardo na to stanowisko. Beata Siedlecka po raz kolejny nie odbierała telefonów.
Kuratorium Oświaty w Lublinie także nie zabiera głosu. - Sprawa jest w trakcie wyjaśniania. W tej chwili nikt z kuratorium nie udzieli państwu żadnej informacji - usłyszeliśmy w słuchawce.
Z dyrektor Joanną Pardo nie udało nam się porozmawiać. Przez ostatnie dni była nieuchwytna.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie