Reklama

DĘBLIN: Żeglujący pilot z odznaczeniem

Portal tuDeblin.pl
09/06/2021 09:08

Płk pil. dr inż. Ireneusz Smykla, to człowiek o wielu zainteresowaniach i pasjach. Największą z nich jest lotnictwo i pomaganie potrzebującym

Na co dzień pełni funkcję dziekana Wydziału Lotnictwa w Lotniczej Akademii Wojskowej w Dęblinie. Jest lotniczym instruktorem spadochronowym klasy mistrzowskiej (2563 skoki), pilotem wojskowym klasy II i sternikiem jachtowym. Jest również opiekunem Spadochronowego Koła Naukowego, Naukowego Koła Astronomicznego oraz Klubu Honorowych Dawców Krwi LAW.

Płk Smykla otrzymał Buzdygan - odznaczenie przyznawane przez czasopismo „Polska Zbrojna” dla wyróżniających się osobowości Wojska Polskiego. - Dostałem wyróżnienie przede wszystkim za organizowane akcje krwiodawstwa na terenie dęblińskiej szkoły w 2020 roku, udział w misjach zagranicznych oraz opiekę nad trzema uczelnianymi kołami - zaznacza płk Smykla.

Oddał 85 litrów krwi

Jego przygoda z krwiodawstwem rozpoczęła się w latach szkolnych. W 1980 r. po raz pierwszy oddał krew w tarnobrzeskim szpitalu. Aby przesunąć klasówkę z ekonomiki cała klasa poszła oddać krew. - Od tego dnia minęło ponad 40 lat. Przez ten okres oddałem 85 litrów - opowiada. Krwiodawstwo w rodzinie Smyklów to tradycja. - Mój ojciec Józef oddał ponad 20 litrów i został uhonorowany Złotym Krzyżem Zasługi - zauważa pan Ireneusz, który zachęca do tego innych.

Za swoje zasługi Ireneusz Smykla był wielokrotnie nagradzany i wyróżniany. Jednym z ważniejszych odznaczeń jest nadany w 2015 r. przez prezydenta RP Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

Płk Ireneusz Smykla od 39 lat pełni służbę w lotnictwie wojskowym. Decyzję, że zostanie pilotem podjął w technikum. - Pewnego dnia przy wejściu do szkoły zauważyłem plakat informujący, że Aeroklub Stalowowolski prowadzi nabór na szkolenie szybowcowe - wspomina pułkownik. Miesiąc później pojechał na badania do Wrocławia. Potem przyszedł czas na szkolenie spadochronowe, a po nim na Lotnicze Przysposobienie Wojskowe. W Dęblinie przeszedł szkolenie na samolocie "Iskra", a we Wrocławiu kurs instruktorów spadochronowych oraz kurs na samolot „Orlik”.

Każdy lot to przygoda i wyzwanie

Płk Smykla wspomina wydarzenie z 2002 roku: - Podczas startu w charakterze prowadzącego pary na wysokości około 10-15 metrów usłyszałem komunikat: ”109 masz dym za sobą. Chyba pali się twój samolot”. Pierwsza myśl była taka, że wysokość i odległość do końca pasa nie pozwala na lądowanie awaryjne. Druga, aby sprawdzić co wskazują przyrządy. Tu wszystko było w normie. Prowadzący wydał polecenie pilotowi w drugim samolocie, aby dalszy lot wykonywał samodzielnie. - A ja z naborem wysokości wykonałem zakręt w lewo. To taki skrócony manewr, aby jak najszybciej wejść na „ścieżkę” do lądowania - opowiada pilot. Na lotnisku w gotowości czekały już wozy straży pożarnej. Wszystko dobrze się skończyło. - Okazało się, że to nie był pożar, a to co było widać z ziemi, to nie był dym. Zawiesił się jeden z zaworów odpowietrzających zbiornik paliwa i unosiła się mgła paliwowa, która z daleka przypominała dym - wspomina.

Jako skoczek spadochronowy wspomina pokaz, który odbył się w Gnieźnie w 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. - Spadochron był w białe i czerwone pasy, a do tego flaga narodowa o powierzchni 15 m2 na lince z 7 kg ciężarkiem poniżej mojej nogi - opowiada płk Smykla. - Przelot nad Rynkiem pełnym ludzi na wysokości kilkudziesięciu metrów i majestatyczne lądowanie obok Katedry Gnieźnieńskiej, to niezapomniana chwila - dodaje. Za niesamowite widowisko został odznaczony przez prezydenta Gniezna medalem koronacyjnym.

Egzamin podczas sztormu

Nie wiele osób wie, że obecny dziekan LAW pasjonuje się też żeglarstwem. Płk Smykla jest sternikiem jachtowym i ma na swoim koncie ponad 200 godzin morskiej żeglugi. W 2010 r. rozpoczął praktyczne szkolenie w Zatoce Gdańskiej. Potem odbyły się rejsy po Bałtyku. - Na koniec trafił się niezapomniany rejs na Bornholm i nocny powrót do Gdyni. Był sztorm. 7 w 12 stopniowej skali Beauforta, który spędziliśmy na małym, kilkunastometrowym jachcie. Tego nie da się zapomnieć. Wróciłem z przeżyciami i zdanym egzaminem na patent sternika jachtowego - kończy.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo TUdeblin.pl




Reklama
Wróć do