
Chor. Arkadiusz Sałek z Iraku wrócił po dwóch miesiącach. Został ranny po wybuchu samochodu pułapki. Na kolejną misję, do Afganistanu, wyjechał po ośmiu latach
Decyzja wyjazdu na misje w 2004 roku nie należała do łatwych. - Było dużo niepewności. Jadąc do Iraku nie do końca wiedziałem, na co się piszę. Była to dopiero druga zmiana. Pierwsza nie zdążyła wrócić do Polski. Nie było kogo zapytać o pobyt, doświadczenia, wskazówki - wspomina weteran. - Miałem wtedy 22 lata. Nie wiedziałem, co mnie czeka. Człowiek w tym wieku ma poczucie, że nie może mu się przydarzyć nic złego. Wówczas poczucie to straciłem - dodaje.
Pierwsza misja na Bliskim Wschodzie dla Arkadiusza Sałka zakończyła się pod dwóch miesiącach. - Miałem być pół roku, a wróciłem wcześniej w związku z obrażeniami, jakich doznałem podczas zamachu - mówi. Do ataku na bazę logistyczną doszło 18 lutego 2004. - Stacjonowałem w miejscowości Al-Hilla w prowincji Babilon. Byłem po nocnej służbie. Położyłem się o 6 rano. Ledwo zdążyłem zasnąć, a już o 7, w krótkim odstępie czasu nastąpiły po sobie dwie eksplozje. Pierwsza, mniejsza, poderwała całą bazę na nogi. Druga była większa. Jak się okazało, eksplodował samochód pułapka, który próbował się przedrzeć do bazy - wspomina chor. Sałek. - Podczas drugiej eksplozji odłamek ładunku wybuchowego uderzył mnie w głowę - dodaje.
Żołnierz został ewakuowany śmigłowcem do szpitala w Bagdadzie. Tam w amerykańskim szpitalu udzielono mu pomocy. - Przeszedłem operację neurologiczną, ponieważ doznałem przecięcia nerwu twarzowego, który musiał zostać zrekonstruowany, podobnie jak ślinianka przyuszna - mówi pan Arkadiusz. Po dwóch tygodniach został przewieziony do polskiego szpitala w Karbali. - Na początku kwietnia wróciłem do Polski. Decyzja o powrocie nie była moją decyzją. Tak zadecydowali lekarze. Ja wolałem zostać - mówi.
Pomimo chwil grozy, jakie przeżył w Iraku, decyzja o wyjeździe do Afganistanu w 2012 roku przyszła mu z łatwością. - W Afganistanie spędziłem 6 miesięcy. Byłem bogatszy o doświadczenia. Wiedziałem z czym to się wiąże - zaznacza.
- Pobyt na misjach wspominam bardzo dobrze. Zdarza mi się wracać do nich myślami, szczególnie w czasie spotkań z kolegami, z którymi pełniłem służbę poza granicami Polski . Jak mówi chorąży, zawód żołnierza jest obarczony ryzykiem zawodowym. -Lepiej ryzykować jak najdalej od kraju, a w Polsce cieszyć się bezpieczeństwem i pokojem - zauważa.
Na wystawę przekazał po kilka zdjęć z obu misji. - Ulubioną fotografią jest ta przy samolocie A-10 Thunderbolt - mówi. Dlaczego? - Współpraca z lotnictwem była moim podstawowym zadaniem podczas służby w Afganistanie, a samoloty A-10 były maszynami, które najczęściej nas wspierały - kończy.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie