
15 marca mieli lecieć do USA. Dzień wcześniej odwołano wszystkie loty z powodu pandemii. Czesława i Jerzy Howorusowie przez 3 miesiące nie wyszli poza swoje podwórko
- Oboje jesteśmy w grupie ryzyka, w starszym wieku i ze schorzeniami kardiologicznymi, dlatego o zakażenie u nas nie trudno - mówi Czesława Howorus. - Obawialiśmy się i postanowiliśmy nigdzie się nie "ruszać" i unikać kontaktu z ludźmi - dodaje.
W domowym zaciszu przeczekali narodową kwarantannę. Z powodu koronawirusa swoje plany zmienili diametralnie. 15 marca planowali odwiedzić wnuka Łukasza, który studiował za "wielką wodą". - Mieliśmy kupione bilety i byliśmy już spakowani, ale 14 marca odwołano wszystkie loty - mówi pani Czesława. - Na szczęście wnukowi udało się wrócić ze Stanów do kraju. Przeszedł kwarantannę i ma się dobrze - oznajmia.
Małżonkowie czas izolacji spędzili we dwoje. -Wreszcie znaleźliśmy chwilę dla siebie. Nigdzie nie musieliśmy się śpieszyć - oznajmia kobieta. - Mąż był lekarzem, a ja radcą prawnym, więc kiedy byliśmy czynni zawodowo, często nie było nas w domu. Na emeryturze to się zmieniło - wyjaśnia Dęblinianka. - Na kwarantannie pielęgnowaliśmy ogródek warzywny, kwiaty, krzewy i trawnik - wylicza Howorus. - Popołudniami czytaliśmy książki. Przestudiowałam atlasy geograficzne i piękne krainy na całym świecie - zaznacza pani Czesława.
W tym czasie niezbędne było zaopatrzenie w produkty spożywcze. Pan Jerzy i pani Czesława nie mogli liczyć na bliskich, bo ci mieszkają daleko. Z pomocą przyszła Bogumiła Przychodzeń, która prowadzi sklep na osiedlu Jagiellońskie. - Zakupy dostawaliśmy pod same drzwi - wspomina Howorus. - Najpierw przed drzwiami zostawiałam listę, a później odbierałam artykuły. Przeważnie płaciłam za nie przelewem - dodaje. - Do każdej paczki dostawaliśmy też w gratisie słodki poczęstunek. Serdecznie dziękujemy właścicielom i pracownikom sklepu za pomoc i wsparcie w tym trudnym czasie. Jesteśmy bardzo wdzięczni. To miłe zderzenie z ludzką życzliwością - zaznacza kobieta.
Kobieta przyznaje, że przez ten okres najbardziej brakowało jej kontaktu z rodziną i obecności na mszach świętych. - Co prawda oglądaliśmy transmisje w tv, zapalaliśmy świece, a na stole stał krzyż i celebrowaliśmy Eucharystię, tak jakbyśmy byli w kościele, ale to nie to samo - dodaje.
Kiedy obostrzenia zostały poluzowane, dęblinianie wybrali się do kościoła w ostatnią niedzielę maja. - Dziękowaliśmy Bogu, że przetrwaliśmy ten trudny czas oraz, że mamy siebie i wciąż jesteśmy samodzielni - kończy pani Czesława.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie