
Zadowolony klient. To najbardziej cieszy Kazimierza Sidora. 1 lipca minęło 30 lat od momentu, kiedy otworzył zakład tapicerski w Dęblinie
To niełatwy fach, wymagający cierpliwości i sporych umiejętności. Pan Kazimierz od 13 lat jest na wojskowej emeryturze. Nosił się z zamiarem zamknięcia zakładu, by odpocząć, jednak szybko zaniechał tego pomysłu. - Mam 18 plus i bardzo dobrze się czuję. Jestem w sile wieku - uważa dęblinianin. - Jak bym zamknął, to nie dałbym rady wysiedzieć bez pracy - dodaje.
Tapicerstwo to jego pasja. Od młodych lat wiedział co będzie robił w życiu. Pochodzi spod Lubartowa. W 1976 roku skończył zawodową szkołę tapicerską w Lublinie. Później przez kilka lat pracował w wyuczonym zawodzie. Do momentu wezwania do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Tak w 1976 roku trafił do Dęblina i już tu pozostał. Postanowił zostać żołnierzem zawodowym. Jednak nie zrezygnował ze swojego fachu. Każdą wolną chwilę poświęcał na renowację mebli. Przez cały czas planował także otwarcie zakładu. Udało się to 1 lipca 1990 roku.
Najpierw służba, później praca
- Byłem chyba pierwszym żołnierzem, któremu pozwolono prowadzić działalność gospodarczą - zauważa Kazimierz Sidor. Lokal wynajął w pawilonie Jubilat na osiedlu Lotnisko. - Od tego czasu najpierw była służba w wojsku, a popołudniami praca w zakładzie. Tak codziennie od rana do nocy - opowiada. Praca panu Kazimierzowi towarzyszy do dziś. - Bez niej nie potrafiłbym się odnaleźć. I choć pracuję non stop, nie jestem zmęczony - przyznaje.
Pan Kazimierz wspomina swój pierwszy większy projekt. To odnowienie foteli w głównej auli wykładowej ówczesnej Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych. - Ponad 400 foteli. To była pokazowa robota. Nie bałem się tej pracy. Wiedziałem, że sobie poradzę. Udało się zakończyć zlecenie w terminie - wspomina. Do tego zadania wyjątkowo wziął kilku pomocników. - Nie zatrudniam nikogo. Jestem sam sobie kierownikiem, pracownikiem, sprzątaczką, zaopatrzeniowcem - mówi Kazimierz Sidor, który uważa, że trudno jest o dobrego pracownika w tej branży.
W 2002 roku przedsiębiorca przeniósł zakład na ul. Trapezową. Pobudował własną siedzibę, a obok dom, do którego przeprowadził się z rodziną rok później. Wówczas pan Kazimierz przeszedł kryzys. - Podczas budowy musiałem wziąć kredyt, który stał się sporym obciążeniem. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Od tamtej pory nie muszę już korzystać z usług banku - opowiada Sidor.
Obrączka w meblach
Przez te wszystkie lata pan Kazimierz zapracował na markę solidnego i uczciwego rzemieślnika. Zaczynał od przysłowiowego „zera”. Pierwszy pistolet pożyczył mu kolega z Warszawy. - Powiedział: „jak zarobisz, to sobie kupisz swój” - opowiada. Dziś ma klientów z całej… Polski. - Niedawno realizowałem zlecenie z Wrocławia. Miałem klienta z Warszawy, który remontował mieszkanie, wynajął ciężarowy samochód i przywiózł wszystkie meble do tapicerowania - opowiada rzemieślnik. To tylko dwa z wielu takich przypadków, że klienci chcą przejechać przez pół kraju, aby skorzystać z usług pana Kazimierza.
- Każde zlecenie jest inne. Często jeżdżę do klienta i oceniam robotę. Podpowiadam co zrobić. Gdy mebel jest już w moim warsztacie rozebrany, to dzwonię do zleceniodawcy i wyjaśniam szczegółowo na czym będzie polegać praca. Wtedy klient wie za co płaci. Jeszcze nie miałem niezadowolonego klienta, reklamacji, poprawek. To mnie cieszy - mówi pan Kazimierz. - Raz znalazłem obrączkę. Klient był zaskoczony, że mu ją oddałem - wyjaśnia.
Pan Kazimierz współpracuje też z antykwariatami - odnawia stare meble. - Ostatnio robię dużo staroci. Jest moda na stylowe meble. Delikatnie trzeba je rozbierać, żeby nie uszkodzić. Tak naprawdę drożej wychodzi renowacja, niż ich zakup - przyznaje Sidor.
Aby skorzystać z usług dęblińskiego tapicera trzeba czekać około trzech miesięcy w kolejce. - Nawet przez koronawirusa nie zwolniłem tempa - zauważa.
Syn i córka nie myślą o przejęciu zakładu. Swoje życie zawodowe związali z wojskiem. - Tapicerstwo to ciężki kawałek chleba. Dziś szybciej jest zrobić nowy mebel, jak wyremontować stary. Poza tym dzisiejsze meble kupowane w marketach są tanie i słabej jakości. Przeważnie nikt ich nie remontuje - uważa pan Kazimierz i przyznaje, że kiedyś meble były solidniejsze. - To była rzemieślnicza robota. Raz robiłem tapczan na dużych sprężynach, wiązany sznurkiem na trawie morskiej. Wytrzymał 50 lat i wytrzyma kolejne 50 - mówi dęblinianin.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
hmmm,pan kazio powiedzial abym nie kupowal nowych lozek tylko remontowal stare,bo nowe to szajs,pocym sam kupil nowy komplet, za wymiane sprezynki zazyczyl sobie 200 zl,na borowej by na miejscu w mieszkaniu za 50 zrobili,pan kazio z tego co slyszalem to duzo gadac lubi,ale ile w tym prawdy?,klienci z calej polski? lozko kosztuje np,300zl,naprawa sprezyny,niech bedzie 200,dowoz z warszawy czy lublina i powrot z lozkiem,to za ile? 50? ach pan kazio.niech mu sie wiedzie,ale ja do niego z naprawa nie pojde.