Reklama

Afera kiełbasiana: "Jak nie zamkniesz mordy, to ktoś ci łeb up...doli"

Portal tuDeblin.pl
15/10/2020 16:45

Takie groźby miała usłyszeć pracownica świetlicy środowiskowej na os. Wiślana od jednej z matek. Ta twierdzi, że nie groziła wychowawczyni

Po trzech miesiącach przerwy odbyła się kolejna rozprawa w procesie tzw. afery kiełbasianej. Prokuratura oskarżyła Grażynę M., byłą wiceburmistrz Dęblina i Magdalenę T., byłą zastępczynię kierownika Ośrodka Pomocy Społecznej w Dęblinie o nadużycia finansowe. Tym razem przed Sądem Rejonowym w Rykach zeznawały: wychowawczyni świetlicy środowiskowej, członkini Towarzystwa Przyjaciół Dęblina, burmistrz Dęblina oraz matka dziecka, które uczęszczało na świetlicę. 

Sąd tego dnia zarządził konfrontację wychowawczyni Małgorzaty G. i matki dziecka Anny T., aby wyjaśnić rozbieżności w zeznaniach. Dotyczą one m.in. tego, czy w świetlicach środowiskowych były przygotowywane posiłki dla podopiecznych. - Pani  G. gotowała zupę pomidorową, były robione naleśniki i kupowana mąka. Raz pani G. smażyła jakiemuś gościowi jajecznicę na boczku - zeznała matka. - Potwierdzam jako rodzic, że dzieci miały kupowane czekolady, cukierki i chipsy codziennie - dodała.

Wychowawczyni twierdzo co innego. Zeznała, że Annę T. poznała w październiku 2014 roku przed wyborami samorządowymi. - Dziecko tej pani nie chodziło na świetlicę w latach 2013-2014, czego dowodem są listy obecności - tłumaczyła wychowawczyni. - Ponadto nie mogłam gotować, ponieważ dopiero po wyborach Magdalena T. (oskarżona - red.) przywiozła kuchenkę elektryczną - dodała. Podkreśliła, że jedyne produkty takie jak mąka, cukier czy słodycze świetlica otrzymywała ze zbiórek i potem robiono z tego paczki świąteczne dla dzieci ze świetlic. - Jeszcze raz podkreślam, że nie gotowałyśmy posiłków, ani nie trzymałyśmy produktów spożywczych w żadnym magazynie - zaznaczyła świadek.

- To co zeznaje pani G. jest nieprawdą. W magazynie była porozrzucana mąka, a moje dziecko chodziło do świetlicy w 2014 roku, ale nie pamiętam, od którego miesiąca - zeznała matka.

Grażyna M., jedna z oskarżonych w procesie zeznała, że nigdy nie były prowadzone listy obecności dzieci uczęszczających na zajęcia do świetlic. - Jeśli się znajdą to oznacza, że zostały stworzone - powiedziała.

W tej sytuacji prokurator wystąpił o przedstawienie list dzieci, które uczęszczały na świetlice w okresie objętym zarzutami.

"Ktoś ci łeb up...doli"

Według wychowawczyni w 2015 lub 2016 roku doszło do nieprzyjemnego incydentu z jej udziałem. - Był moment gdy pani T. wpadła do mnie na świetlicę, gdy sprawa wypłynęła i mi groziła: "jak nie zamkniesz mordy, to ktoś ci łeb up...doli". Mam na to dwóch świadków - zeznała przed sądem. - Po jakimś czasie zadzwoniła do mnie i mnie przepraszała. Stwierdziła też, że dobrze, że pani Siedlecka wzięła się za sprawę, bo rzeczywiście tak nie było (nie było cukierków, jedzenia, naleśników itp. - red.), jak jej dziecko przychodziło na świetlicę - dodała.

T. zaprzeczyła jej słowom. - Nie powiedziałam tak, jak pani G. to przedstawia, tylko że nawymyślała do gazety, że pewne rzeczy skłamała. Zaprzeczam, żebym jej groziła. Nigdy w życiu nie powiedziałam, że dobrze, że pani burmistrz wzięła się za tę sprawę, ani nie przepraszałam G. - powiedziała.    

Zaginiony bon

Wróciła również sprawa przywłaszczonego bonu na kwotę 3,5 tys. zł. Fundacja Muszkieterów podarowała go dwóm świetlicom. Ani świetlice, ani ratusz nie mogły przyjąć go bezpośrednio. Mogła to zrobić jedynie organizacja pozarządowa. "Pośrednikiem" zostało Towarzystwo Przyjaciół Dęblina. Ówczesny prezes TPD zeznał, że do takiej sytuacji doszło, a pieniądze zostały wydane na "meble, albo na jakieś przedmioty" dla świetlicy lub jakiejś szkoły. P., która również była związana z TPD potwierdziła, że pośredniczyła w przekazaniu pieniędzy między Intermarche, a wiceburmistrz Grażyną M. Według niej na KW (druk potwierdzający wypłatę - red.) widniało tylko imię i nazwisko oskarżonej. Bez żadnego adresu, ani adnotacji, że pieniądze są pobierane w imieniu urzędu. - Przekazałam pieniądze z ręki do ręki. Pani M. chyba nie kwitowała tych pieniędzy - zeznała. - Wiem co M. z nimi zrobiła. Dostawaliśmy faktury na zakup różnych środków, biurka, szafki oraz kosmetyków. Rachunki były wystawiane na TPD - dodała. Przed sądem powiedziała, że Towarzystwa nie interesowało na co są wydane te pieniądze. - Nie interesowała nas umowa pomiędzy Grażyną M., a właścicielem dęblińskiego marketu. TPD nigdy nie posiadało rzeczy wymienionych na fakturach - skwitowała.

Grażyna M. zeznała, że pieniądze z bonu zostały wydane na kremy dla wolontariuszy czy biurko do urzędu. Ostatni rachunek był za torebki i reklamówki do pakowania prezentów, które były rozdawane na imprezach.

Zakupy, których nie było ?

Największe wątpliwości śledczych wzbudziły zakupy dużych ilości mięsa. Według faktur, jakie zostały dołączone do akt sprawy wiemy, co dokładnie było kupowane. Same wędliny, kiełbasy czy boczek na tle pozostałych produktów nie wydają się już być tak szokujące. Dziwią takie pozycje, jak grillowana golonka, żeberka z grilla czy różne rodzaje mięsa wołowego. Są także drogie słodycze: Rafaello, praliny Lindt, Kinder Bueno, czy ciasta kupowane na kilogramy. Tylko w styczniu 2013 roku urząd miasta otrzymał fakturę do zapłaty za blisko 90 kg owoców. Głównie winogrona białe, granaty, kiwi czy banany. Świadkowie zaprzeczają, żeby cokolwiek z tych zakupów trafiało do świetlic. Wędlinę, chleb czy pasztet na kanapki miały kupować w niewielkich ilościach wychowawczynie świetlic.

W toku śledztwa urzędniczki zeznały, że z mięsa, które kupowały "na ratusz", były gotowane zupy w dwóch dęblińskich szkołach  - nr 2 i 5, a później były przywożone na imprezy świetlicowe. Pisma z tych placówek nie pozostawiają wątpliwości. Nic takiego nie miało miejsca. 

Przypomnijmy, że zarzuty dotyczą okresu od stycznia 2013 do końca 2014 roku. 27 lipca 2016 roku zawiadomienie do prokuratury o możliwych nadużyciach złożyła burmistrz Beata Siedlecka. Byłe urzędniczki są oskarżone o niekorzystne rozporządzanie publicznymi pieniędzmi, poświadczenie nieprawdy na fakturach i działanie w porozumieniu na niekorzyść urzędu miasta. Chodzi o 27 tys. zł. Kobiety miały dysponować nieprawidłowo pieniędzmi przeznaczonymi na zakupy spożywcze do dwóch świetlic środowiskowych. Dodatkowo Grażyna M. oskarżona jest o przywłaszczenie bonu (prezent od Fundacji Muszkieterów) o wartości 3,5 tys. zł. Obu grozi do 10 lat więzienia. Kolejny termin rozprawy został wyznaczony na 9 grudnia.

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-15 18:53:19

    Jeśli tak było to była p.wiceburmistrz powinna ze wstydu pid ziemie sie zapaść. Chociaż jak sie patrzy nieraz np.w TV niektórym plują w twarz a ci mówią że deszcz pada.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo TUdeblin.pl




Reklama
Wróć do