
Przetoczyło się przez nią setki żołnierzy i cywili. Normą były pociągi towarowe i pasażerskie, a o przeciwlotniczych czy radarowych mało kto wie. Historia stacji kolejowej w Dęblinie jest jedną z ciekawszych wątków ostatniej wojny
Miasto "Orląt" w latach 1939-1944 było ważnym punktem na mapie działań zbrojnych w rejonie dzisiejszego powiatu ryckiego. Dobrze o tym wiedzieli okupanci, który traktowali dęblińskie tory jako węzeł o strategicznym znaczeniu dla ich armii. Ślady obecności Niemców na tym terenie były widoczne już pod koniec września 1939 r.
Jako pierwsze po przejściu frontu i po upadku polskiej wojny obronnej na stację kolejową zaczęły wjeżdżać pociągi sanitarne. Były to niemieckie składy, które zabierały rannych żołnierzy z Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie". Polscy żołnierze trafiali wtedy do szpitala w Radomiu, gdzie według późniejszych danych 20 z nich zmarło w skutek odniesionych ran.
Podczas okupacji na dęblińskim dworcu pojawiały się natomiast pociągi pasażerskie i towarowe. Zwykle w 3/4 składały się z wagonów mających jeszcze sygnaturę Polskich Kolei Państwowych. W pociągach pasażerskich podróżowali przeważnie żołnierze, ale zdarzało się i sporo cywilów. Zaś składy towarowe przewoziły sprzęt wojskowy, a nawet jeńców. Przykładem takiego transportu w 1940 r. był pociąg towarowo-pasażerski z francuskimi jeńcami skierowanymi do obozu w dęblińskiej twierdzy.
Z kolei, gdy zbliżał się termin ataku na ZSRR, codziennie, nawet w nocy, przez stację przetaczały się pociągi z wojskiem i uzbrojeniem skierowane na wschód. W tym samym kierunku pomknęły również podobnie wyposażone wagony opuszczające składnicę w Stawach.
Rozpoczęty z czerwcu w 1941 r. plan "Barbarossa" odbił się w Dęblinie szerokim echem. W pewnym momencie na stacji pojawił się nawet pociąg sztabowy. A jadące na wschód dowództwo niemieckiej armii zrobiło sobie na dworcu krótki postój. Jednak po początkowych sukcesach atak na Związek Radziecki przysporzył Niemcom problemów. Pierwszym była duża liczba jeńców. Już po kilku miesiącach od inwazji do Dęblina zaczęły regularnie przyjeżdżać pociągi z żołnierzami rosyjskimi. Przez kolejne 3 lata jeńcy byli przetrzymywani na miejscu, ale w 1944 r. zostali wywiezieni w nieznanym kierunku.
Kolejny problem przyniosła sroga zima 1941/42, do której wermacht się nie przygotował. W efekcie w żołnierskich szeregach zaczęły mnożyć się przypadki odmrożeń. Konsekwencje były takie, że na stacji w Dęblinie coraz częściej pojawiały się pociągi sanitarne z rannymi. Przywożonych od razu poddawano wstępnej selekcji. Ci którzy nadawali się do dalszego transportu, podróżowali dalej, a ciężej rannych sanitarkami przewożono do szpitala (wojskowego lazaretu) w Stężycy. Według dostępnych danych zmarło tam ponad 100 niemieckich żołnierzy.
Prowadzona przez Niemców wojna ze Związkiem Radzieckim spowodowała, że na dęblińskim dworcu wzmógł się także ruch pociągów. Na przestrzeni lat 1941-1944 przez stację przewinęło się mnóstwo składów towarowych z wojskiem, sprzętem i amunicją.
Ważny gość na dęblińskich torach pojawił się pomiędzy 1942 a 1943 r. Wtedy przynajmniej 3 razy na dworzec wjechał pociąg przeciwlotniczy. Jego zadaniem była obrona węzła kolejowego Dęblin oraz pobliskich Staw przed potencjalnym atakiem lotniczym ze strony sowieckiej, który w tamtym czasie był bardzo realnym zagrożeniem. Podobny skład przeciwlotniczy zawitał jeszcze do Dęblina pod koniec maja 1944 r. Tym razem miał pokazać swoją siłę ognia podczas odpierania radzieckich nalotów bombowych na Dęblin. Przysyłając go dowództwo nie myliło się, gdyż maszyna zadała Rosjanom dość spore straty. Pomocą w walce z postępującym sowieckim marszem na zachód były również 4 pociągi pancerne, które miały za zadanie wspierać wermacht w walce z Armią Czerwoną na francie wzdłuż Bugu.
Natomiast całkowitym ewenementem w wojennej historii dęblińskiego dworca był pociąg radarowy. Tego rodzaju skład prawdopodobnie wjechał na stację trzykrotnie w dniach 5, 15 i 22 lipca 1944 r. Jego zadaniem było wspieranie stacji radarowej znajdującej się w okolicy Radomia oraz namierzanie rosyjskich i angielskich samolotów latających ze zrzutami dla Armii Krajowej i Armii Ludowej. Zasięg operacyjny pociągu koncentrował się na tzw. linii łukowskiej i był silnie strzeżony zarówno z ziemi, jak i z powietrza. Według przypuszczeń przysłana jednostka dość skutecznie namierzała wroga. Sama Nocna Jednostka Myśliwska NJG 100 dzięki temu pociągowi i stacji w Radomiu zadała Sowietom dość duże straty w powietrzu.
Obecność radarowego składu w Dęblinie pod wieloma względami była wyjątkowa. Jego działalność została bowiem utrzymana w takiej tajemnicy, że nawet partyzanci go nie zauważyli. Pociąg uszedł uwadze również Rosjan, choć panowali w powietrzu w tym rejonie już od maja 1944 r. Nawet miejscowa ludność o takim wydarzeniu nie wspominała.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie