Reklama

Historia: Czarodziejska ulica Okólna

Portal tuDeblin.pl
23/03/2021 11:10

W powietrzu unosił się zapach kapusty, cebuli, mydlin, końskiego łajna i zwykłej żydowskiej biedy. W dwudziestoleciu międzywojennym centrum Dęblina było istnym targowiskiem

Kręte, wąskie uliczki wokół Rynku roiły się w latach trzydziestych ubiegłego wieku od sprzedających i kupujących. Tak było m.in. na Ordynackiej. Ale do historii przeszła zwłaszcza Okólna, nazywana najbardziej handlową ulicą Dęblina. Dziś z klimatu tamtych czasów nie pozostało w zasadzie nic, prócz kilku kamienic, niemych świadków historii sprzed lat.

Niezrównany smak śledzi

Sklepików na Okólnej było zatrzęsienie. Jeśli doda się stragany zajmujące wyboiste chodniki, to od ich liczby mogło aż zakręcić się w głowie. W niemal każdym mniejszym lub większym domku i mieszkaniu, na parterze mieścił się sklep. Handlowe przedsiębiorstwa rozciągały się aż na podwórza, gdzie całe rodziny w pocie czoła wytwarzały produkty na sprzedaż. A rodziny żydowskie były wówczas z reguły liczne. Rekordzista, Israel Apelgot (księgowy kupca drzewnego Kalmana Cukiera), miał aż 21 dzieci.

Przy takim zaangażowaniu, towarów - a co za tym idzie i klientów - było zawsze dużo. Do żydowskich sklepików ciągnęli zwłaszcza ci, którzy szukali atrakcyjnej ceny. A te przy Okólnej były niższe niż np. na ul. Warszawskiej lub Pocztowej. Najwięcej schodziło towarów spożywczych. Jeden z mieszkańców Dęblina, Artur Filipek (rocznik 1927) na zawsze zapamiętał niezrównany smak wybieranych z beczek śledzi ulików i okazalszych od nich śledzi królewskich. Nie brakowało i innych podobnych towarów. Dużym powodzeniem cieszyły się: bakalie, mąka, kiszone ogórki, czekolada, przyprawy i cynamon. Ale mieszkańcy zaopatrywali się też w artykuły gospodarstwa domowego: naftę, igły, nici, świeczki, świece kościelne, mydło, farby, zapałki i wodę kolońską.

Buty po dziesiątaku za parę

Na Okólną warto było się wybrać także w poszukiwaniu odzienia, albo materiału, nadającego się do uszycia ubrania. Pod tym względem handlarze oferowali wiele produktów: od grubego chłopskiego płótna, po dobry szewiot i gabardynę dla oficerów z twierdzy. A dla tych, którzy chcieli kupić już coś gotowego były powywieszane kompletne ubrania, jedwabne, atłasowe kapoty, czapki, buty z cholewami, grube buty juchtowe (po dziesiątaku za parę), a nawet eleganckie damskie buciki. Co ciekawe, wyrobem niektórych butów trudnili się miejscowi szewcy, którzy mieli przy Okólnej swoje małe warsztaty. Tak samo było z krawcami. Ich też na handlowej ulicy nie brakowało. Najczęściej stawiali swoje maszyny do szycia na stoliku przy sklepowej witrynie. Byli też i tacy, którzy wynajmując kąt w mieszkaniach aranżowali go na mikroskopijną wytwórnię bielizny i czapek.

W miarę bogacenia się społeczeństwa zaczęły pojawiać się pojedyncze nowoczesne sklepy znanych firm. Chociażby salon obuwia „Bata” otwarty w kamienicy Filipków na Warszawskiej.

Okólnej nie sposób było nie lubić. Kręta, pospolita, szara ulica pełna koślawych drewnianych domków, dobudówek i nadbudówek z garbatymi facjatkami miała pierwiastek piękna. W jej tle dumnie prezentowały się odrapane szyldy z pretensjonalnymi nazwami: „Warszawianka” „Lwowianka”, „Polonia”, albo śmiesznymi jak „Wygodne Trumny”.

Świnie kwiczały, konie rżały...

Szczególnie gwarno i tłoczno było na niej w środę, kiedy odbywał się jarmark. Ze wszystkich stron na targowisko zjeżdżały konne furmanki na żelaźniakach, pełne produktów rolnych: kartofli, kapusty i innych warzyw, grochu, kaszy, zboża, prosiąt, wieprzków, kur, gęsi i kaczek, a także gołębi, królików i małych szczeniąt. W oddzielnej części placu handlowano końmi i bydłem.

Na dzień targowy żydowscy handlarze mobilizowali całe rodziny. Ktoś przecież musiał obsługiwać klientów, a ktoś inny mieć baczenie na wystawiane produkty.

Na ulicy panował gwar i ruch. Muzyka z katarynki mieszała się ze śpiewem niewidomego żebraka, z okrzykami o niskich cenach, z donośnym zachwaleniem towarów, z przekleństwami i wyzwiskami z powodu wyłapania klienta. W powietrzu fruwały zaś pióra kurze i gęsie. Świnie kwiczały, konie rżały, owce beczały. Nie brakowało też drobnych złodziejaszków, którzy ściągali z wozów, obrabiali kieszenie, grali w trzy karty i łańcuszki, nic -tylko stawiaj pieniądze i wygrywaj. Dzieci nie mogły wysiedzieć w chederze i plątały się pod nogami. Czasem udawało się im skosztować jabłka, śliwki, gruszki. Wiejskie dziewczyny i chłopcy chrupali zaś krochmalonego, piernikowego świętego Mikołaja, albo cukrowego koguta. A rozochocony pijak potrafił wszczynać awantury lub bójki, przy których czasem musiał interweniować posterunkowy.

Knajpy i „wyszynki” na wozach

Uraczenie się alkoholem nie należało do rzadkich scen w historii przedwojennych targów na Okólnej. Po udanym jarmarku zamożniejsi chłopi chętnie wstępowali na ćwiartkę wódki. Wielu zachodziło w tym celu do żydowskiej knajpki Luksemburga przy ulicy Warszawskiej kosztując w niej jednocześnie sporządzone po żydowsku potrawy rybne. Zaś na słynne kawałki gęsiny nie szło się wówczas nigdzie indziej, jak do Becherbluta przy Rynku.

Biedniejsi lub bardziej oszczędni także mieli swoje miejsca jarmarcznego relaksu. Urządzali sobie prowizoryczne „wyszynki” na wozach, gdzie przy butelce czystej z czerwoną kartką (pitej obowiązkowo z „musztardówki”) towarzyszyła zagrycha w postaci swojskiej, mocno wędzonej kiełbasy z czosnkiem i kiszony ogórek.

Sielskie czasy targowisk na Okólnej minęły wraz z drugą wojna światową. Od początku okupacji niemieckiej handel żydowski był stopniowo ograniczany. Z miesiąca na miesiąc podupadał, a sklepiki pustoszały. Smutny kres handlu przyniósł zaś listopad 1940 r., kiedy Niemcy na Okólną przesiedlili Żydów z Warszawskiej i Pocztowej i na tym terenie utworzyli getto. Dziś z tamtej atmosfery nie zostało nic, a z zabudowy ocalało jedynie kilka murowanych domów.

 

 

Tadeusz Opieka, opr. Tomasz Kępka

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo TUdeblin.pl




Reklama
Wróć do